RP: Czy może być więcej Polaków w instytucjach UE?

Press
04 sty 2016

Polaków jest mniej niż innych narodowości z porównywalnych wielkością państw członkowskich, np. Hiszpanii. Nie mówiąc o Niemcach, Włochach czy Francuzach – wskazują eksperci Związku Banków Polskich.

Bardzo często się mówi, że Komisja Europejska (bądź szerzej Unia Europejska) to jeden z największych pracodawców na Starym Kontynencie.

Ponieważ pracownicy ci wykonują bardzo istotną pracę na rzecz ogromnej organizacji, jaką jest UE, warto zwrócić uwagę na to, jak podzieleni są ci pracownicy, jak są rekrutowani, a przede wszystkim jak sytuują się wśród nich Polacy.

Kim są pracownicy Komisji Europejskiej

Statystyki Komisji Europejskiej odnośnie do pracowników zatrudnionych przez KE dają wgląd w to, ile osób danej narodowości i płci pracuje na jakich stanowiskach. Więcej na ten temat na stronach internetowych Komisji:

http://ec.europa.eu/civil_service/about/figures/index_en.htm.

W instytucjach i organach Unii Europejskiej istnieje system zaszeregowania pracowników. Od miejsca zaszeregowania danego pracownika uzależniona jest przede wszystkim wysokość jego wynagrodzenia. Niemniej jednak z naszego narodowego punktu widzenia istotniejsze jest to, że im wyższy stopień danego pracownika, tym jego większy wpływ na prace Komisji, a także trudniejsze i bardziej istotne decyzje podejmowane przez danego pracownika.

Te tzw. drabiny kariery są dwie – określane skrótami AST i AD.

AST to pracownicy asystenccy – co do zasady nie zajmują się sprawami zewnętrznymi, lecz wewnętrznymi organizacji, jaką jest Komisja (czy inne instytucje Unii Europejskiej). Są to m.in. sekretarki, asystenci, pracownicy kadrowi, księgowi etc. Często są to osoby, które zajmują się rozliczeniami z państwami członkowskimi, zatem niekiedy ich praca jest bardzo istotna. Wszystko zależy – jak wspomnieliśmy wcześniej – od poziomu zaszeregowania.

AD to pracownicy administrujący – osoby, które zajmują się polityką, projektami merytorycznymi (w tym pracami legislacyjnymi) prowadzonymi przez Komisję Europejską. To osoby, które przygotowują prace badawcze i opracowują projekty aktów legislacyjnych, które potem są wysyłane do Parlamentu Europejskiego i Rady.

Jaki jest problem Polski

Aby dostrzec, na czym polega problem, na który chcemy zwrócić tu uwagę, warto poświęcić chwilę na analizę statystyk dotyczących pracowników, które Komisja Europejska publikuje na swoich stronach pod adresem:

http://ec.europa.eu/civil_service/docs/europa_sp2_bs_nat_x_grade_en.pdf

Warto zwrócić uwagę na kilka wybranych faktów.

Po pierwsze: Polaków jest mniej niż innych narodowości z porównywalnych wielkością państw członkowskich – np. Hiszpanii. Nie mówiąc o Niemcach, Włochach czy Francuzach. Polaków jest mało, bo praca w instytucjach Unii Europejskiej nadal nie jest popularną ścieżką kariery, między innymi dlatego, że brak o niej szerokiej informacji w kraju, a to jest częścią braku mechanizmów promocji zarówno ze strony państwa, jak i innych instytucji.

Po drugie: większość Polaków w ramach pracowników AD to pracownicy zaszeregowani od AD05 (najniższy) do AD08. Od AD09 do AD16 mamy tylko 141 pracowników spośród 758 łącznie (tj. 18 proc.). Niemcy w tym przedziale mają aż 934 pracowników spośród 1381 (tj. 67 proc.)! Nie należy z tej statystyki wyciągać jednak zbyt pochopnych wniosków. W końcu Niemcy są państwem członkowskim UE zdecydowanie dłużej niż Polska – Niemcy robiący karierę w Komisji mieli najzwyczajniej w świecie czas awansować. Niemniej jednak statystyka ta powinna dawać do myślenia.

Wśród dyrektorów generalnych i ich zastępców jest tylko jeden Polak – Jerzy Plewa – szef DG AGRI. Inne państwa mają nawet po kilku reprezentantów w tym bardzo istotnym gronie. Mając na uwadze fakt, że dyrektorzy generalni bardzo często współdecydują o polityce danego DG (zwłaszcza gdy komisarz jest unijnym nowicjuszem), ich pozycja jest nie do przecenienia.

Jak zostać urzędnikiem Komisji Europejskiej

Warto w tym momencie wspomnieć, że rekrutacją stałych pracowników do instytucji Unii Europejskiej zajmuje się European Personal Selection Office (EPSO), które organizuje egzaminy wstępne oraz cały proces rekrutacji.

Aby móc zgłaszać kandydatury na wolne stanowiska ogłaszane przez poszczególne instytucje UE, należy mieć zdany odpowiedni egzamin EPSO. Egzaminy te dzielą się na ogólne wymagane przy każdym rodzaju stanowiska oraz szczegółowe – dostosowane do poszczególnych stanowisk. Na przykład szczegółowy egzamin z prawa dla pracownika Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w Luksemburgu albo egzaminy językowe dla tłumaczy.

Cieszą się one ogromną popularnością, a co za tym idzie – są bardzo trudne do zdania. Z naszego punktu widzenia problemem jest to, że do egzaminów EPSO podchodzi niewielu Polaków, co oznacza, że niewielu je zdaje.

Wynika to z faktu, że w Polsce egzaminy te nie są w żaden sposób promowane jako pomysł na rozwój kariery. Nie tylko brakuje samej informacji na temat zasad egzaminów i rekrutacji w Unii Europejskiej, ale także nie ma nikogo, kto zajmowałby się przygotowywaniem potencjalnych kandydatów do ich zdawania.

Egzaminy te są specyficzne – sprawdzają nie tylko wiedzę, ale przede wszystkim umiejętności analityczne, matematyczne, rozumowania logicznego. Zawierają w sobie także testy psychologiczne oceniające zdolności kandydata do pracy w grupie czy dostosowania się do pracy w nowym, wielokulturowym środowisku.

Dlatego też konieczne jest promowanie tych egzaminów oraz tworzenie w szczególności przez uczelnie wyższe sieci szkoleń przygotowujących do tychże egzaminów studentów, którzy byliby zainteresowani pracą na rzecz Unii Europejskiej.

Dodatkowo w niektórych państwach Unii instytucje administracji publicznej bezpłatnie szkolą swoich pracowników, aby ci mieli większe szanse w egzaminach EPSO. Uważa się, że inwestycja w wysłanie pracownika do pracy w instytucjach unijnych to poprawa reprezentacji danego państwa na forum Unii Europejskiej.

Pracownicy delegowani przez polską administrację

Druga kwestia łączy się z brakiem promocji pracowników polskiej administracji publicznej przez tę administrację.

W instytucjach UE są – wspomniani wyżej – stali pracownicy, pracownicy kontraktowi oraz tzw. SNE (seconded national experts – delegowani eksperci narodowi).

Są to pracownicy zatrudnieni w administracji państw członkowskich – oddelegowani na czas określony (od sześciu miesięcy do czterech lat) do pracy w Komisji Europejskiej. Koszt zatrudnienia spoczywa na państwie członkowskim, natomiast Komisja Europejska pokrywa dodatkowe koszty utrzymania takiej osoby w Brukseli.

Rekrutacje na oferowane stanowiska SNE prowadzą poszczególne państwa członkowskie, a koordynację procesu zapewniają poszczególne Stałe Przedstawicielstwa przy UE. Polskie Przedstawicielstwo ustanowiło stanowisko – samodzielne stanowisko ds. promocji polaków w instytucjach UE. To dobry znak i należy pochwalić za te działania MSZ.

Niemniej nadal istnieje pewien opór ze strony poszczególnych urzędów centralnych przed wysyłaniem swoich pracowników do pracy w instytucjach Unii Europejskiej. Brakuje rozwiązań systemowych dotyczących promowaniach tych ofert „secondmentu", czyli oddelegowania, nie ma chęci wysyłania pracowników do Brukseli (myślenie pt. „tracę dobrego pracownika i jeszcze mam zablokowany etat") ani świadomości znaczenia i możliwych korzyści dla państwa członkowskiego w posiadaniu jak największej liczby delegowanych pracowników.

Warto o tym wspominać, bo wiele krajów UE, zwłaszcza tych z dłuższym stażem w Unii, wykorzystuje pracowników delegowanych jako jedno z najszybszych i najpewniejszych (w końcu najbliższych ośrodka decyzyjnego) źródeł informacji. Wielu z nich po zakończeniu okresu oddelegowania kontynuuje pracę w instytucjach UE, w dużej mierze dzięki wiedzy i doświadczeniu zdobytemu w pierwszym okresie.

Bez układów

Przedstawiony system rekrutacji i zatrudnienia w instytucjach Unii Europejskiej jest przejrzysty, a wiedza o nim i konkretnych rekrutacjach ogólnie dostępna. Jest to ważna informacja dla tych, którzy chcieliby pracować czasowo lub na stałe w Brukseli.

W naszym kraju panuje jeszcze dosyć powszechne przekonanie, że praca ta jest niedostępna dla normalnego ambitnego młodego Polaka, że instytucje Unii Europejskiej znajdują się za swoistym „chińskim murem" i nie ma do nich dostępu. Nie ma tu jednak siatki układów i znajomości, narodowych sitw itp. Z drugiej strony ze względu na dużą skalę różnorodności i naturalne różnice startu (wynikające choćby ze „stażu" danego kraju w Unii) nie jest to prosty mechanizm.

Celem naszego artykułu było pokazanie tej specyfiki. Ważną jej cechą jest znajomość procedur i struktur. W dalszej kolejności konieczne jest budowanie odpowiednich mechanizmów przekazywania wyspecyfikowanej informacji (do uczelni, administracji terenowej, urzędów centralnych) i mechanizmów promocji dostosowanych do odpowiednich zainteresowanych grup docelowych.

Nie można bowiem nie dostrzec, że w tej dziedzinie panuje swoista konkurencja między państwami członkowskimi, bo kto ma wielu i dobrych pracowników z paszportami swojego kraju (niebędących formalnymi reprezentantami), tego interesy są faktycznie lepiej reprezentowane na forum UE.

Mieczysław Groszek jest wiceprezesem Związku Banków Polskich,

a Piotr Gałązka dyrektorem przedstawicielstwa Związku Banków Polskich w Brukseli

źródło: RZECZPOSPOLITA